niedziela, 27 września 2015

Od Riki

Siedziałam nad projektem już kolejną godzinę przygryzając nerwowo ołówek. Z każdym kolejnym szkicem byłam coraz bardziej nie zadowolona z owej broni. A to ma za małe miejsce na baterie, a to za blisko osadzone stałe elektrody, a kolejnym razem złe parametry. Już po raz piąty próbowałam odtworzyć swoją myśl i przelać ją na papier.
- Ech – westchnęłam i zgniotłam kolejny szkic po czym rzuciłam go w stronę śmietnika.
Od paru dni czułam się jakby opuściła mnie wena do tworzenia. Miałam jednak nadzieję, że ten efekt nie pozostanie na długo. Co by się stało gdyby nagle ta wieloletnia zdolność opuściła mnie od tak? Byłabym co najmniej zdruzgotana takim obrotem spraw. Co miałabym innego robić? Nic nie dawało mi takiego szczęścia.
Skrzyżowałam ręce i położyłam głowę na biurku lekko kręcąc się na ruchomym krześle.
Na podłodze leżał Ame, który machał radośnie ogonem gdy miziałam go po brzuchu bosymi stópkami. Podkładał się pod moimi nogami za każdym razem i swoim spojrzeniem wręcz błagał mnie o głaskanie, a ja widząc to – zawsze mierzwiłam jego białą sierść.
Postanowiłam odświeżyć nieco wiedzę i gwałtownie zaskoczyłam z siedzenia. Pies aż spojrzał na mnie ze zdziwieniem i równie wielkim zaskoczeniem nagłym brakiem paluszków przeczesujących jego bujne futro. Uśmiechnęłam się do niego życzliwie i tanecznym krokiem ruszyłam ku mojej biblioteczce. Stojąc przed nią chwiałam się na piętach i szukałam wzrokiem tytułu książki, która nie zdążyła zostać przeze mnie przeczytana od deski do deski. Maszyny ówczesnej cywilizacji, biotechnologia, podstawy psychologii, procesy technologiczne, chemia... Wszystko dokładnie przerobione i co najmniej raz przejrzane.
- Chyba czas na nową książkę, prawda Ame? - uśmiechnęłam się od psiaka, który mozolnie wygrzebywał się spod biurka.
Nie myśląc długo nałożyłam na nogi moje ukochane trampki i z pełną kieszenią wyszłam tradycyjnie przez okno od mojego pokoju. Mieszkałam na parterze i zawsze wychodziłam w ten sposób, gdyż nie widziałam potrzeby przechodzić całego domu, gdy wyjście było tuż obok.
Ach, taka cudowna pogoda. Na kartkach kalendarza zawitała już jesień, jednak na dworze nie było tego zupełnie widać. Słońce grzało mi plecy gdy przechadzałam się chodnikiem w stronę centrum gildii, a ptaszki wciąż wesoło ćwierkały. Nasz dom znajdował się na uboczu miasta, był jednym z tych budynków, które powstały na samym początku. Zazwyczaj gościła tu cisza i spokój, a sąsiedzi to głównie starsze osoby zajmujące się przyziemnymi czynnościami. W końcu nie każdy brał udział w wiecznych walkach o terytorium, a Gryfy potrzebowały gniazdka na wzór normalnie funkcjonującej społeczności. Tu też były restauracje, kina, banki i wysokie drapacze chmur wypełnione po brzegi biznesmenami. Cóż, niektórzy aż przesadzali z nowymi ośrodkami, a centrum miasta można było określić jednym wielkim technologicznym przepychem. Życie w Or Marais było proste, ludzie z reguły wykształceni, mający prace, rodziny. Wszystko to było jednak iluzją do prawdziwej natury gildii. Tu ciągle toczyła się wojna. Prawda była taka, że każda osoba była monitorowana przez władze, a wszelkie problemy natychmiast niszczono w zarodku. Za grubymi murami była wroga gildia, rządna rozlewu krwi i walki. To przez nią na ulicach wciąż plątali się uzbrojeni legioniści wywołujący najczęściej strach wśród obywateli. Nie brakowało wariatów, którzy w jakiś sposób przeszli na terytorialną stronę Gryfów chcąc dokonać mordu. Wszystko ładnie zorganizowane, ludzie wyszkoleni do zabijania wroga, a reszta to ładnie funkcjonująca społeczność. Przeczucie mówiło jednak, że to tylko cisza przed burzą i, że sielankowe życie niedługo zupełnie się zmieni.
Ruszyłam do pobliskiej księgarni, która od lat dostarczała mi materiały do samodzielnej nauki. Właśnie to miejsce było największą skarbnicą wiedzy w całej gildii.
- Dzień dobry – uśmiechnęłam się życzliwie do miłej, starszej sprzedawczyni.
- Witaj Rika – uniosła kąciki ust lekko ku górze, a jej twarz nabrała większej ilości zmarszczek.
Lekko podskakując ruszyłam do regałów wypełnionych książkami.
Co jakiś czas migały mi tabliczki określające gatunki literatury, a między meblami stali pojedynczy ludzie pochłonięci czytaniem.
Niekiedy zatrzymywałam się i zerkałam na tytuły, lecz dopiero w dziale filozofii znalazłam książkę, która mi odpowiadała.
Położyłam na ladzie upolowany tom pod tytułem „Transcendencja” i zaczęłam grzebać w kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy.
- Może chciałabyś do tego jeszcze jedną książkę? Jest w promocji – starsza kobieta uśmiechnęła się do mnie i podała mi mały zielony tomik, na którym nie zarejestrowałam tytułu.
- Co to za książka? - spytałam z ciekawością.
- „Krokodyla noga” - zaśmiała się lekko, a jej pomarszczone policzki wręcz zasłaniały jej małe oczy. - Zbiór bajek.
Bajek? Ostatnio sięgnęłam po coś takiego, gdy byłam naprawdę mała. Po co miałabym je teraz czytać?
Otworzyłam książeczkę, przejrzałam strony i przeczytałam parę pierwszych wersów.
- Ile ona kosztuje?
- Dla Ciebie będzie za darmo.
Podniosłam wzrok i wyszczerzyłam się w stronę staruszki. Jak mogłabym tego nie przyjąć? Co za miła sprzedawczyni! Może i mały gest, ale dla mnie znaczył wiele, z pewnością w przyszłości się odwdzięczę.
- Dziękuję bardzo! - wykrzyknęłam i z uśmiechem na twarzy opuściłam księgarnię.
***
Siedziałam teraz na murku maleńkiego parku na obrzeżach gildii i machałam radośnie nogami. Na kolanach miałam kubełek lodów czekoladowych, które jadłam ze smakiem. Przychodziłam tu codziennie, aby oglądać rodzinę pewnych srok mieszkających na niewielkim drzewku. Swoje obserwacje notowałam w małym, kieszonkowym wydaniu notesu.
W Or Marais żyło niewiele zwierząt, a jeśli występowały to tylko i wyłącznie w niewielkich parkach, takich jak ten.
Był on tak umiejscowiony, że ludzie chcący dotrzeć do centrum nie mogli przez niego nie przejść. W ten oto sposób przez zielony teren co chwilę ktoś przechodził. Naprawdę dziwiłam się tym wszystkim stworzeniom, że mogą mieszkać w miejscu, gdzie praktycznie ciągle panuje zamieszanie. Ale cóż, lepsze to niż gniazdo na dachu wieżowca.
- Aaa psik! - kichnął jeden z przechodniów.
- Na zdrowie! - odpowiedziałam grzecznie nie odrywając wzroku spod kartek notesu.

Przeziębiony ktośku?

piątek, 25 września 2015

Od Masaru - C.D Yasmin

Przetarłem oczy, które wręcz mnie bolały od tego kilkugodzinnego wpatrywania się w jasny ekran monitora. Chyba muszę sobie kupić specjalne okulary do pracy przy komputerze. Jeszcze przez kilka minut uparcie stukałem w klawiaturę. Po tych kilku minutach wyłączyłem to dziadostwo i odsuwając się od biurka na swoim obrotowym krzesełku, powoli wstałem. Jest już chyba późno. Chociaż nie… jest już jasno, to po prostu ja całą noc przesiedziałem. Czyli znowu sobie muszę odpuścić spanie, a może by tak uciąć sobie krótką drzemkę? Chociaż taką tycią? Właśnie miałem sobie obrać za cel kanapę, kiedy usłyszałem szczekanie psów. Ktoś nieproszony tutaj wszedł? Najwyraźniej, z innego powodu by się tak nie zachowywały. Trochę niechętnie, udałem się w tamtym kierunku. I wcale tego nie pożałowałem. Kiedy zobaczyłem dziewczynę z jakimś dziwnym cosplayem kota, uśmiechnąłem się jak jakiś psychol. Mało tego, wiła się i syczała zupełnie jak to zwierze. Swoim dziwnym zachowaniem tylko podsycała agresję u moich pupilków. Leniwym krokiem podszedłem do kocicy torując sobie drogę.
- Aurum! Argentum! Siad! – krzyknąłem kiedy psy prawie mnie przewróciły wpychając te swoje pyski.
Obydwa psy jak na zawołanie siadły, przestając również powarkiwać. Dziewczyna również nieco się uspokoiła, chociaż nadal starała się uwolnić. W sumie to jej się nie dziwię, też bym się wystraszył, kiedy spod dywanu wyleciałaby mi jakaś linka i już po chwili wisiałbym do góry nogami. Złapałem za metalowy sznurek który już po chwili przeciąłem specjalnym nożykiem który znajdował się w moim pasie na narzędzia. Zanim dziewczyna poleciała na głowę, zdążyłem ją złapać za ramię. Może troszkę ją to zabolało, ale przynajmniej nie skręciła sobie karku. Spojrzała i syknęła na mnie, zrobiłem lekki unik, żeby nie oberwać jej ‘’pazurkami’’ w policzek.
- Nie rzucaj się tak, jesteś ranna – powiedziałem rozbawiony.
Kiedy tylko o tym wspomniałem, dziewczyna jakby sobie przypomniała o zranionej nodze. Nie wyglądało to jakoś poważnie, ale ranę trzeba było odkazić, nie zdziwiłbym się, gdyby ten drucik był już lekko zardzewiały… leżał tam dosyć długo. Dotknąłem jej pleców, żeby zrobiła krok w przód. Chciałem, żeby sobie gdzieś usiadła, łatwiej będzie mi się wtedy tym zająć. Kiedy szła, jej sylwetka była dziwnie zgarbiona, może stało jej się coś gorszego? Zresztą nie wiem, nie jestem medykiem i nigdy nim nie będę. Dlatego nie chcę snuć dziwnych fantazji. Posadziłem dziewczynę wygodnie na kanapie i kazałem jej chwilkę zaczekać, zresztą przez wspaniałą eskortę w postaci psów, nawet nie byłaby w stanie uciec. Przyniosłem kilka potrzebnych rzeczy do opatrzenia jej ran. Wpierw mały wacik zamoczyłem w wodzie utlenionej, kiedy tylko przytknąłem go do jej ranki, ta zaczęła skiauczeć.
- Nie wyrywaj mi tak tej nogi – poprosiłem wręcz zdesperowanym głosem.
Chwilę mi to zajęło, ale kiedy jej noga była już obwiązana bandażem, jakby się uspokoiła.
- No i po krzyku… chociaż nie wiem po co ci pomagam, skoro włamałaś się do mojej super tajnej bazy.
- Miau? – przekrzywiła głowę jakby zdziwiona.
- Nie umiesz mówić? – zapytałem zdziwiony

(Yasmin? Szorki że takie beznadziejne)

Od Toxicy - C.D Aki

Dziewczyna postanowiła już wyjść. Skrzywiłem się troszku na myśl o tym, że Aki nie ma żadnych opiekunów. Nikt nie powie jej co jest złe, a co dobre... Nikt nie przypilnuje. Odruchowo krzyknąłem: "Poczekaj!". Dopiero po czasie zrozumiałem, że nowa znajoma zatrzymała się i zaczęła głaskać moją szynszylę. Czekała, aż coś powiem. Zastanawiałem się co to by mogło być.
- Powinnaś uważać. Głodowanie jest naprawdę niebezpieczne, szczególnie dla osób w twoim wieku. Młody organizm potrzebuje dużo energii, a ona bierze się między innymi z związków węglowodanów i cukrów, ale też tłuszczów i białek, które znajdują się w pożywieniu. Co gorsza, jeśli się głodzisz po czasie będziesz zmęczona, grozić ci może wiele różnych dolegliwości. Weźmy przykładowo apatię, która często bywa objawem depresji. Nie zapominajmy o anoreksji. Wiele nastolatek zaczyna być anorektyczkami, chociaż ta choroba dotyczy również dorosłych. Nie pomijajmy również panów. - Troszku się rozgadałem. Przerwałem na chwilę by wziąć oddech. - Bulimia też jest groźna... Poza tym teraz mi będzie szkoda tej zupy. Straszna bieda, ja nie jestem głodny, a po następnym podgrzaniu nie będzie się nadawać.
Szybciutko odłożyłem szynszylę na podłodze, a Aki złapałrm by przypadkiem nie uciekła. Ma zjeść tą zupę. Nie obchodzi mnie to co sobie myśli. Takie biedne dzieciątka powinny dużo jeść by zdrowo rosły... Dla własnego zdrowia! Posadziłem dziewczynę na kanapie. Następnie próbowałem zmusić do jedzenia. Ta zaczęła się wiercić i troszku rzucać na wszystkie strony. Zahaczyła nogą o stół. Miska, która na nim stała, zsunęła się po nim i z hukiem uderzyła o ziemię. Aki poczuła lekką ulgę - nie musiała już jeść. Wkurzyłem się i niestety dałem to po sobie poznać. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na uradowaną twarzyczkę nastolatki. Rozejrzałem się po mieszkanou, mój zwierzak, na całe szczęście, siedział sobie bezpieczie w klatce. Szybciutko się podniosłem. Skrzyżowałem ręce na piersi i stanowczo rozkazałem Aki posprzątać potłuczoną miskę i rozlaną zupę. Ta jednak przeczyła głową, wypierała się swojej winy. Tłumaczyła tylko, że to przeze mnie. Otóż nie! Jakby jadła grzecznie, tak by się nie skończyło. Kazałem, prosiłem, ale nic. Uparta jak osioł, nie ruszyła tyłka z miejsca i śmiała się. Podszedłem do szafki, zabrałem klucze. Znalazłem się przy drzwoach wyjściowych. Usłyszałem kroki, a po chwili zza rogu wyłoniła się postać dziewczyny. Zamknąłem mieszkanko na górny zamek - tylko na zewnątrz potrzebny kluczyk i na dolny - tylko klucz może je otworzyć. Złośliwie uśmiechnąłem się do niej. Przedmiot trzymany w rękach schowałem do kieszeni. Przeszedłem do salonu, wydobył się dźwięk ruszania klamki. Nieco wkurzona wpadła do pomieszczenia, obrzuciła "pieszczotliwymi" przezwiskami i żądała bym ją wypuścił. Nie przejmując się tym złapałem swojego pupila i zacząłem zabawę z nim.
- Nie wypuszczę cię póki nie posprzątasz. Radzę ci się pośpieszyć. W każdej chwili mogą wpaść "kumple" i będzie dosyć niezręcznie...

Aki? Długo pisane, a krótkie wyszło...

czwartek, 24 września 2015

Od Yasmin - do Masaru

Wstał kolejny, ponury dzień w Or Marais. Słońce już 7 dzień z rzędu nie wychyliło się zza szarych kłębaczy. Ogromne, kilkudziesięciopiętrowe budynki gasły powoli ustępując miejsce niezauważalnej wręcz porze dziennej porze. Lekka mgła unosiła się wciąż nad ulicami miasta, nadając mu nietypowej atmosfery, która to niejednokrotnie skutecznie zniechęcała ludność cywilną do wysunięcia nosów poza progi swych domostw. Jednak obowiązki wzywały… Mimo niepewności na twarzach i trwogi w sercach ludzie opuszczali swe bezpieczne domy i poczęli przemieszczać się po betonowej dżungli w swój cykliczny sposób, nerwowo rozglądając się wokół i omijając szerokim łukiem wszelkie zaułki.
W jednej z takich bocznych przecznic budziła się właśnie dziewczyna bezdomna o hipnotyzującym spojrzeniu i bladej cerze. Wychyliła głowę z kartonowego pudełka, w którym spędziła noc i rozejrzała się szybko. Upewniwszy się, że jest sama, przeciągnęła się i ziewnęła ospale. Jej błękitne włosy plotły się wokół jej rąk i nóg, utrudniając bezdomnej wydostanie się z „łóżka”. Próbując wstać, błękitnooka nadepnęła na pasmo swych kudłów, przez co straciła równowagę i, przewracając kartonowe pudło, przekoziołkowała do przodu, zatrzymując się na ścianie. Jej głowa znajdowała się obecnie na gruncie, nogi natomiast usadowione miała wysoko w górze.
Dziewczyna wstała nieśpiesznie i otrzepała się z brudu i kurzu. Następnie próbowała sobie przypomnieć, jakim to sposobem znalazła się w obecnym miejscu, jednak, mimo wielkich starań, w jej głowie panowała pustka. Nim jeszcze zaczęła zastanawiać się, co powinna zrobić dalej, żołądek postanowił dać jej znać o swoim istnieniu. Niebieskowłosa postanowiła więc zdobyć coś, co zaspokoi jej głód. W pierw jednak wychyliła głowę zza rogu, przyglądając się otoczeniu. Nie zna tego miejsca… Nigdy wcześniej tu nie była.
Tak to już jest z tym miastem. Gdy myślisz, że znasz je całe, nagle trafiasz w miejsce, o którego istnieniu nie miałeś zielonego pojęcia…
W każdym bądź co bądź razie, bystre oko Yasmin, bo także było na imię bladoskórej dziewoi, dostrzegło niewielki, miejscowy sklepik znajdujący się na końcu ulicy, jednak… Ku zdziwieniu dziewczyny do jej nozdrzy dotarł niezwykle apetyczny zapach… Błękitnooka oblizała się ze smakiem. Sklep z całą pewnością był bezpieczniejszą opcją, jednak kusząca woń pochłonęła rozum dziewczyny bez reszty. Ruszyła za nim niczym wilk za wonią mięsa. Nie zwracała uwagi na krytykujące spojrzenia przechodniów… Teraz liczyło się tylko jedzenie.
Zmysł węchu doprowadził Yasmin do sporego, nieznanego jej budynku. Mimo wszelkich obaw, dziewczyna postanowiła wejść do środka. Zadziwiająco szybko znalazła uchylone okno, wsunęła przez nie szczupłą dłoń i sprawnym ruchem otworzyła je na oścież. Niebieskowłosa znalazła się w sporym, ładnie wystrojonym pokoju. Znajdowały się tu fotele, kanapy, ogromny telewizor zawieszony na ścianie, wysokie półki po brzegi wypełnione książkami i sporo innych rzeczy, których przeznaczenia Yasmin nie znała. Błękitnooka rozglądała się chwilę po pomieszczeniu, jednak do jej nozdrzy znów dotarła cudowna woń. Ruszyła za nią jak po sznurku, nie rozglądając się nawet po czym stąpa. I to był jej błąd. W momencie, w którym nastąpiła na dywan, jej stopa została skorumpowana przez cienką, żelazną linkę, która w błyskawicznym tempie poleciała w górę, tak, że dziewczyna zawisła do góry nogami. Zdezorientowana Yasmin zaczęła się szamotać, jednak jedynie pogorszyła swoją sytuację. Pętla zaczęła się zaciskać i wżynać w skórę niebieskowłosej. Ta zaczęła jęczeć z bólu, co z kolei przywołało dwa, sporej wielkości, wychudłe psy, które poczęły skamleć i rzucać się w stronę bezbronnej dziewczyny, która, bezskutecznie, próbowała odgonić psy drapiąc je po pyskach. Nie dość, że nie kaleczyło ich to, to jeszcze wydawały się być coraz bardziej wściekłe. Błękitnooka poczęła miotać się, charczeć na kundle i piszczeć z bólu. Zaczęła panikować, nie mając pojęcia co zrobić. Jakby tego było mało, w progu pojawił się ciemnowłosy, wysoki mężczyzna z demonicznym uśmieszkiem na twarzy.


Masaru? Co zrobisz z nieproszonym gościem?

wtorek, 22 września 2015

Aurea Gryphes - Yasmin Jess!

Yasmin Jess
ADRES E-MAIL: as.yuukii@gmail.com
LOGIN: Le Panda
INNE ZDJĘCIA:
GŁOS: [X]
POCHWAŁY/OSTRZEŻENIA: 0/0
~~~
IMIĘ & NAZWISKO: Yasmin
PSEUDONIM: Jess
~~~
  • WIEK: około 18
  • PŁEĆ: Kobieta
  • WZROST: w pozycji wyprostowanej dokładnie 170,5 cm
  • ORIENTACJA: Heteroseksualizm
  • ULUBIONY KOLOR: Fioletowy
  • KOLOR OCZU: Błękitne
  • ZAINTERESOWANIA: Poza śledzeniem Masaru-kun i wylegiwaniem się lubi gotować. Mało tego, potrafi to robić. Z dowolnych składników jest w stanie stworzyć coś wyjątkowego. Znacznie bardziej jednak fascynuje ją świat wypieków. Potrafi godzinami przesiadywać w kuchni, przygotowując a następnie przyozdabiając swoje wyroby. Tak, pod tym względem prawdziwa z niej artystka… Uwielbia także płatać figle, nie rozumiejąc, że jej niewinne wybryki mogą kogoś zdenerwować. Warto też wspomnieć, że nie byle jaka z niej akrobatka. Potrafi robić salta w powietrzu, skakać na dalekie dystanse, zginać się w każdą możliwą stronę… Jej ciało jest jak połączenie gumy z kauczukiem.
  • ZAWÓD: Profesjonalny kradziej jedzenia
KREWNI: ---
SYMPATIA: Masaru-kun
W ZWIĄZKU Z: ---
EX: ---
~~~
OSOBOWOŚĆ: Jaśmin zawsze była uważana za dziwadło. Ludzie zazwyczaj trzymali się od niej na odległość i niezależnie od tego, jak bardzo się starała, nie mogła znaleźć żadnych przyjaciół. Nasuwa się tu pytanie: Dlaczego? Odpowiedź jest zadziwiająco prosta. Wszystko przez… nietypowe zachowanie dziewczyny. Jaśmin bowiem zachowuje się jak kot. Dosłownie. Często chodzi na czworaka, liże swoją skórę, wskakuje na meble (zwłaszcza te wysokie), a często zamiast mowy ludzkiej używa kociej. Jej zachowanie wobec ludzi również jest dość… Charakterystyczne. Jeśli kogoś polubi, to łasi się do niego i mruczy, jeśli zaś ktoś nie przypadnie jej do gustu, można przygotowywać się na falę lamentów i charczenia. Nie martwcie się, Jaśmin nie jest niemową. Po prostu nie przepada mówić, w pewnym sensie jest to dla niej niewygodne. Jeśli już jednak zacznie, to na końcu każdej wypowiedzi znajdzie się krótkie „nian”. Poza tymi cechami Jess ma także kocią grację, rozwinięty wzrok, słuch i węch a nawet swego rodzaju „koci instynkt”. Pozwala jej on na wykrywanie wszelkich niebezpieczeństw, a nawet kłamstw. Oj tak, Kocica dobrze wie, kiedy nie mówisz prawdy. Mimo tych dziwactw, Jess jest całkiem sympatyczną osobą, skorą do pomocy. Lubi poznawać i spędzać czas z nowymi ludźmi (oczywiście nie wszystkimi…). Potrafi słuchać i pocieszać, a to uśmiechem, a to cichym pomrukiwaniem. Chodź na to nie wygląda, jest całkiem bystra. Dość szybko kojarzy fakty i łączy ze sobą wątki. Mimo inteligencji, codzienne zachowanie Jaśmin przypomina raczej te dziecięce. Dziewczyna uwielbia się bawić, często denerwując tym innych. Nieraz potrafi wpaść przez to w kłopoty, jednak zawsze udaje jej się jakoś z nich wybrnąć. Śmiało można powiedzieć, że Kocica jest istotą niezależną, a jednak samotne życie jest dla niej udręką. Uwielbia czuć się potrzebna, jeśli zdobędziesz jej zaufanie, będzie w stanie zrobić dla ciebie wszystko. Jaśmin jest osobą słowną. Jeśli coś obieca, co danego słowa dotrzyma, choćby nie wiem co. Warto wspomnieć, że mściwa z niej bestia. Jeśli wyrządzisz jej krzywdę lub sprawisz przykrość, możesz być pewien, że czeka cię okrutna zemsta.
APARYCJA: Jaśmin to dość wysoka dziewczyna o zgrabnej sylwetce i widocznych, kobiecych atutach. Pierwszą rzeczą, na która zwraca się uwagę (poza kocimi elementami) są z pewnością hipnotyzujące, błękitne oczy i piękne, sięgające do pasa włosy w tym samym kolorze. Skóra Kocicy jest blada i bardzo miła w dotyku. Jej buzia jest dość pyzata, widoczne są również lekkie rumieńce, kontrastujące z jasną cerą. Usta i nos Jess są drobne, podkreślają słodki, koci wygląd. Ubiór dziewczyny jest luźny, często nieskromny, jednak prawie nigdy nie nosi sukienek czy spódnic. Nieraz natomiast zdarza się jej chodzić po domu w samej bieliźnie, co często spotykane jest z krytyką.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Uszka i ogon kota, z którymi prawie nigdy się nie rozstaje (niestety nie są prawdziwe…)
HISTORIA: Niewiele wiadomo na temat rodziny Jaśmin. Swojej dalekiej przeszłości nie pamięta nawet sama Kocica. Jedyne, co ma, to prześwity, kilka momentów, które zostały w jej głowie, są one jednak rozmazane i bardzo niepewne. Pierwsze wyraźnie wspomnienia pochodzą z życia Kocicy na ulicach Or Marais. Jaśmin nigdy nie rozumiała ludzi, ich sposobu życia, myślenia, ich dziwacznych zachowań i wygórowanych potrzeb. Nieważne, jak bardzo się starała, nigdy nie była w stanie wpasować się w ich dziwny świat. Nie rozumiała też, dlaczego, gdziekolwiek by nie poszła, była odtrącana i przeganiania. Brak pieniędzy i akceptacji ludzi sprawił, że dziewczyna pozostawała bezdomna. Jadła rzeczy, które udało jej się znaleźć w śmietniku, sypiała w wyrzuconych, kartonowych pudłach lub innych znaleziskach. Obecnie jednak, przyzwyczajona już do miasta, pozwala sobie na znacznie zuchwalsze czyny. Noce przesypia zazwyczaj na strychach lub w piwnicach, a jedzenie wykrada z domów lub nawet sklepów, barów i mniejszych knajpek. Nikt nigdy nie złapał jej na kradzieży, jednak czy tak pozostanie?
CIEKAWOSTKI:
  • Jaśmin nienawidzi nudy. Na wszelkie możliwe sposoby próbuje znaleźć sobie coś do roboty, zatem dobrym pomysłem będzie wyznaczenie jej konkretnych zadań, tak, aby była czymś zajęta. Wtedy skupi się na swoich obowiązkach i nie będzie stwarzała problemów.
  • Mańkut 
  • Potrafi zasnąć właściwie wszędzie i w każdej pozycji
  • Nie zna daty swoich urodzin, a nawet swojego dokładnego wieku
  • W pozycji pionowej bywa rzadko, zazwyczaj porusza się na czworakach, jeśli już stoi, to zazwyczaj nieco zgarbiona
  • Nienawidzi pryszniców, jeśli już musi się kąpać to tylko w wannie
  • Nie posiada paszportu ani dowodu osobistego, nie znajdziesz jej w żadnym spisie
  • Nie zna swojego nazwiska, imię wymyśliła sama
~~~
♦GILDIA♦:
PSEUDONIM: Jaśmin, Kocica
STANOWISKO: Legionistka
UMIEJĘTNOŚĆ: Urodzona stalkerka. Potrafi śledzić kogoś godzinami, a jej ofiara nawet się nie zorientuje, że coś jest nie tak. Umie poruszać się bezszelestnie i, w razie potrzeby, bardzo dobrze wtapiać się w tło. Jest też bardzo zwinna, co niejednokrotnie pozwala bardzo szybko ukryć się np. na drzewie.
EKWIPUNEK: Ostre pazurki, w ostateczności kły

niedziela, 20 września 2015

Od Aki - C.D Toxicy

Toxica złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę swojego mieszkania. Oczywiście próbowałam go powstrzymać, ale ani próba szarpania się, ani stawania i zapierania się nogami nic nie dawała. Nie mam siły, bo niby jakim cudem mam ją mieć? Wracając do tematu... Nie obyło się także bez wyzwisk, które także zostały zignorowane. Idiota. Skoro nie chcę, to nie. Tak trudno to zrozumieć? Po jakimś czasie znaleźliśmy się przed drzwiami jego mieszkania. Powoli weszłam do środka, po czym usiadłam tam, gdzie mi kazał ten p ojeb. Chwilę później przyszedł z miską pełną ciepłej zupy. Kuźwa. Zjadłabym coś, ale nie mogę. Po pierwsze nie mam zamiaru od nikogo przyjmować jedzenia, a po drugie nie mam pewności, czy jest to na pewno zwykła zupa. Ja tego człowieka nie znam. Przecież może próbować mnie otruć. Odwróciłam wzrok w drugą stronę i zaczęłam tupać. Zauważyłam, że po coś poszedł.
- Nie powinnaś się włóczyć sama po zmroku.
Spojrzałam w jego stronę, na rękach trzymał gryzonia. Chyba szynszylę.
- A kto mi tego zabroni? Ty? - powiedziałam lekko zirytowana.
Chłopak westchnął, po czym powiedział:
- Myślałaś może o tym, że rodzice mogą się o ciebie martwić? - zapytał
- Moi rodzice nie żyją. Coś jeszcze? - przewróciłam oczami.
Troszeczkę mnie już wkurzał. Przez chwilkę zastanawiał się co powiedzieć.
- Aaaa... Opiekuni prawni?
- Yyyy... Nie?
- Czyli jesteś sierotą? - zapytał tak, jakby lekko nie dowierzał.
- No brawo! - zaczęłam cicho klaskać
Wlepiłam wzrok w ścianę przed sobą i zastanawiałam się, kiedy zada kolejne pytanie. O dziwo długo nic nie mówił, tak jakby nie wiedział, co w takiej sytuacji robić. Chwilę jeszcze nad tym myślałam, po czym przypomniałam sobie o zwierzaczku, którego trzymał. Był taki fajny, ale nie mam zamiaru zwracać na niego uwagi. Kurdę... Chciałabym go pogłaskać. Wstałam z miejsca, po czym oznajmiłam:
- Chyba już pójdę. Nie mam zamiaru ani jeść, ani dalej tu przebywać. - powiedziałam kierując się do wyjścia.
- Poczekaj! - krzyknął, kiedy przechodziłam obok niego.
Odwróciła m się w jego stronę i pogłaskałam szynszylę (niestety xdd)
-Hmmm?

<Toxica?>

Od Toxicy - C.D Aki

Nieco podenerwowany czekałem na przyjazd autobusu. Nie żeby mi się jakoś szczególnie śpieszyło. W sumie to i tak powinienem być tam na miejscu jakieś piętnaście minut temu. No nic, przynajmniej wiem jak czuje się kierowca - w końcu też się spóźnia. Inni ludzie jednak niezbyt potrafili to zrozumieć. Jestem pewien, że oni również wiele razy nie zdążyli na czas. Już zdenerwowani zaczęli szukać zaczepki. Banda debili, westchnąłem i oparłem się o szklaną ściankę przystanku. Poprawiłem szalik i rozejrzałem się. Słońce powoli zachodzi... Jak ten czas niemiłosiernie ucieka. W końcu było widać i słychać nadjeżdżający autobus. Kiedy tylko przystanął, ruszyłem do wejścia. Poczekałem chwilę i powoli wszedłem do środka, ku mojemu zaskoczeniu, zastałem tam dwóch panów, z którymi miałem się spotkać. Ja nie przyjechałem do nich, a więc oni postanowili się "pofatygować" do mnie. Miłe z ich strony, ale jak to teraz załatwimy? Wsiądziemy na pierwszym lepszym przystanku? Nie no, mogę im zapłacić teraz. Dobrze, że są tacy łaskawi i biorą ode mnie ileś na dany miesiąc, a nie wszystko co mam to oddać. Chociaż tylko oni, są jeszcze inni... Myliłem się, dopiero po dłuższej chwili wysiedliśmy z pojazdu. Troszku oddaliliśmy się od zatłoczonych miejsc. Z kieszeni wyciągnąłem kopertę. Nie zaklejona, troszku grubiutka. Przekazałem jednemu, a on szybko przeliczył jej zawartość. Uśmiechnąłem się, a on przytaknął głową na znak, że kwota się zgadza. Tak jak się pojawili... Tak nie znikli. Powolnym krokiem, ruszyli dalej. Ja musiałem pójść w przeciwną stronę. Trzeba będzie uważać. Chyba nie lubię tego miejsca. Jestem ciekaw jak wygląda człowiek, który zdecydował się zarządzać tym miastem. Zawiało chłodniejszym wiatrem, poprawiłem włosy i po chwili znalazłem się w dosyć ciekawym miejscu - w parku. Na całe szczęście zdążyłem wcześniej nakarmić szynszylę, teraz mogę powłóczyć się po mieście szukając czegoś czym mógłbym się zająć. Przez najbliższe dni nie mam nic do roboty, trochu będzie mi się nudzić. Zrobiło się już nieco ciemniej. Ludzie pochowali się w swoich mieszkankach. Trochę to przerażające, ale cóż... Przyzwyczaiłem się do tego. Przemierzałem sobie park rozmyślając nad tym co by mogło się zdarzyć. Za niedługo trzeba wykombinować trochę pieniędzy, bo źle się to dla mnie skończy. W tymże momencie poczułem się obserwowany. Czyli ktoś jednak wyszedł? Co robić? Co robić? Nie mam ochoty na pogadanki o tej porze, w szczególności w takich okolicznościach. Poza tym ten ktoś nie wychodzi, a więc nie jest w stanie mi jakoś zagrozić. Pewnie dlatego też kryje się po krzakach, drzewach czy czymś tam jeszcze. Dobrze, a więc zignorujmy fakt bycia śledzonym. Nagle usłyszałem szelest, odgłos łamania patyka i raz jeszcze szelest. Zaciekawiło mnie jak wygląda ta osóbka. Bez dłuższego zastanowienia, ruszyłem w stronę odgłosu. Znalazłem, huh? Latarka? "Odpaliłem" urządzenie i rozejrzałem się dookoła. Następnie oświetliłem drzewo, a na drzewie znajdowała się urocza istotka. Zeskoczyła z gałęzi i stanęła przede mną. Wyprostowała się i otrzepała swoją sukienkę. Wyglądała na bardzo młodą, zdziwiło mnie, że sama włóczy się po zmroku. Rodzice alkoholicy, nieodpowiedzialni, a może ich nie ma? W takim bądź innym razie: "Co sobie wyobraża jej opiekun prawny?". Przez chwilę staliśmy tak w ciszy. Zdecydowałem się oddać latarkę i zapytać o to co miała na myśli mówiąc "wydało się". Dziewczyna zaczęła się tylko śmiać. Co z tego mogę wywnioskować? Prawdopodobnie należy do trudnej młodzieży, która jak tylko może to się wymyka. Bezsensu. Tak czy siak powinna zostać w domu. Białowłosej cichutko zaburczało w brzuszku. Natychmiast objęła się rękoma i starała się ukryć ten fakt. Westchnąłem i podrapałem się po głowie. Machnąłem do niej ręką i zaproponowałem coś do zjedzenia, w miarę smacznego. Dziewczyna cały czas odmawiała, nie chciała ze mną iść... Prawie bym zapomniał, przydałoby się poznać jej imię - Aki. Cóż... Przynajmniej wiem jak się do niej zwracać. Uparta dziewucha. Skoro jest głodna, a szła za mną... To nie ma niczego co by mogła przekąsić, Wyglądała bardzo młodo, więc by mi się jeszcze oberwało, że nie pomagam "zagubionym nastolatkom". Złapałem Aki za nadgarstek i pociągnąłem za sobą, ta się tylko wierciła i zatrzymywała nogami. Nie odbyło się bez wyzwisk. Świetnie, chcesz nakarmić biedaczkę, a ona tak się odpłaca. Spokojnie... To prawie niedaleko. Dam radę, a jak nie dam... Nie no, mi się uda. Po tych męczarniach, dotarliśmy do mojego małego mieszkanka. Dziewczyna zaklęła coś pod nosem i niechętnie weszła do środka. Wskazałem miejsce w salonie, gdzie mogłaby sobie usiąść. Sam ruszyłem do kuchni i podgrzałem zupkę... Zupkę. Nie trzeba było długo czekać, cieplutką zaniosłem Aki. Podszedłem do klatki z szynszylą, wyciągnąłem ją na rączki.
- Nie powinnaś się włóczyć sama po zmroku - odezwałem się.

Aki?

Aurea Gryphes - Rika Haru!

Rika Haru
ADRES E-MAIL: imie.bestii@gmail.com
LOGIN: Big
INNE ZDJĘCIA: [X] [X] [X] 
GŁOS: [X]
POCHWAŁY/OSTRZEŻENIA: 0/0
~~~
IMIĘ & NAZWISKO: Rika Haru
PSEUDONIM: Ri lub Riri. Rodzice często nazywają ją po prostu Geniuszkiem
~~~
  • WIEK: 11 latek
  • PŁEĆ: Kobieta
  • WZROST: 145 cm
  • ORIENTACJA: Nie patrzyła na ludzi pod tym względem, więc obecnie trudno to stwierdzić
  • ULUBIONY KOLOR: Kremowy i jasny róż
  • KOLOR OCZU: Niebieściutkie
  • ZAINTERESOWANIA: Jej głównym zainteresowaniem jest szkicowanie i tworzenie sprawdzonych broni z połączeniem nowoczesnej technologii. Dziwne hobby jak dla dziewczynki w jej wieku, ale od początku było widać u niej zapał do wynalazków. Poza tym bardzo lubi się uczyć, w domu posiada sterty książek o różnej tematyce. Mimo wszystko to królowa nauk – matematyka, ją zauroczyła. Chłonny umysł chonie wszystko. Rikę interesuje również natura, która jest bardzo ograniczona w Or Marais.
  • ZAWÓD: Rika jest jeszcze dzieckiem, dlatego nie pracuje nigdzie legalnie. Dzięki jej szkicom i stworzonym już broniom ma umowę z władzami Aurea Gryphes, która płaci jej rodzicom za każdy nowy wykonany projekt. Co ma z tego Ri? Cały worek cukierków!
KREWNI:
  • Naoko Haru – matka. Cóż jak każda inna rodzicielka troszczy się o swoją latorośl i robi wszystko, aby żyło jej się lepiej. Mimo wszystko Rika nie jest z nią jakoś szczególnie związana. Rzadko rozmawiają, a Riri czasem nawet zapomina o jej obecności w swoim życiu.
  • Yoshito Haru – ojciec. Idealny przykład odpowiedzialnego, wiernego obywatela. A także wspaniałego tatę dla Riki. Dziewczynka ma z nim bardzo dobre relacje. Z pewnością wpłynęły na to podobne zainteresowania : tworzenie wynalazków i naprawianie mechanicznych urządzeń, bowiem Yoshito pracuje jako mechanik samochodowy.
SYMPATIA: -
W ZWIĄZKU Z: -
EX: -
~~~
OSOBOWOŚĆ: Przede wszystkim Ri jest altruistką. Nie potrafi powiedzieć komuś „nie, nie pomogę Ci”, wręcz przeciwnie, będzie aż narzucać swoją pomoc. Na pierwszym miejscu są inni ludzie, dopiero potem sama Rika. Z każdym problemem możesz się do niej zwrócić, zrobi wszystko aby go rozwiązać. Będzie wspierać w trudnych chwilach, rozweselać i nie odpuści dopóki nie poczujesz się lepiej. Przejmuje się losem każdego stworzenia i jeśli chodzi o czyjeś zdrowie bądź życie, odnajdzie w sobie heroizm i ruszy na pomoc, nawet gdy będzie niebezpiecznie. Zajmując się innymi zupełnie zapomina o własnych potrzebach, a przecież każdy takowe posiada. Uwielbia jak ktoś ją docenia lub dziękuje. Jeśli jednak nikt jej nie pochwali, nie obraża się, nic z tych rzeczy. Dopiero w samotności zrozumie, jak bardzo jest jej z tego powodu smutno. Bardzo łatwo wpada w melancholijne nastroje, najczęściej gdy jest sama. Niekiedy strasznie emanuje energią, a innym razem mało mówi i zwiesza głowę. Jak każde dziecko w jej wieku, jest bardzo ciekawa świata. Uczy się o nim z książek i opowieści różnych osób. Często potrafi zamęczyć pytaniami. Nigdy się nie oburza i trzyma negatywne emocje na wodzy. Mało osób dzieli jej zainteresowania, a niekiedy rówieśnicy nie potrafią złapać z nią wspólnego języka. Dlatego woli zadawać się z osobami starszymi od siebie. Mimo wyglądu i energii jedenastolatki, Riri jest dojrzała jak na swój wiek. Wie jak działa ówczesny świat i rozumie naprawdę wiele kwestii.
APARYCJA: Rika to bardzo ładna dziewczynka posiadająca piękne, duże, niebieskie oczy. Kolor jej długich włosów można porównać do blondu wpadającego w barwę bieli. Jej niewielkie usta i mały nosek tylko podkreślają uroczy, dziecięcy wygląd. Jest szczupłą, zgrabną jedenastolatką. Cóż, jak każde dziecko, niezbyt zwraca uwagę na to jak wygląda. Nawet nie ma powodów, gdyż sprawia wrażenie naprawdę słodkiej, ładnej dziewczynki. Często ubiera się w luźne ubrania lub sukienki. Praktycznie nie rozstaje się z różowymi trampkami.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Jeśli chodzi akurat na boso, widać dość sporą bliznę na lewej stopie.
HISTORIA: Urodziła się w ciepły wiosenny wieczór. Jej rodzice byli prostym, młodym małżeństwem, które bardzo ucieszyło się z narodzin swojej córeczki. Rika była bardzo spokojnym dzieckiem, nie sprawiała praktycznie żadnych problemów wychowawczych. Od najmłodszych lat zaczęła wykazywać niezwykłe zdolności konstrukcyjne. Rozpoczęło się od szkicowania wymyślonych maszyn, a powoli przeistoczyło się w rozbudowane projekty broni. Z początku rodzice nie tolerowali jej dziwnego hobby, lecz po tym jak nawiązani kontrakt z rządem gildii – nawet zachęcali ją do tego. Ri miała wiele testów i okazała się „małym geniuszem”. Rysowanie projektów i tworzenie mechanizmów weszło jej w krew i obecnie ciągle ślęczy przelewając swoje pomysły na papier.
CIEKAWOSTKI:
  • Posiada dwa psy : Ame – mix husky'ego i Bunta – mix czarnego sznaucera miniaturki. To oni są jej jedynymi przyjaciółmi od prawie 5 lat.
  • Kojarzycie nazwę „Lyrkon” na niektórych broniach? Tak, to właśnie Rika jest ich autorką.
  • Prawdopodobnie jest astmatykiem.
  • Obecnie jej poziom wiedzy jest porównywalny do klasy licealnej.
  • Swój pierwszy projekt broni wykonała mając zaledwie 7 lat.
  • Uwielbia jeść niezdrową żywność i szczerze nie cierpi jakichkolwiek warzyw.
  • Często zaczepia ludzi na ulicy i prosi o opowiedzenie ciekawej historyjki.
♦GILDIA♦:
PSEUDONIM: Lyrkon
STANOWISKO : Legionista ( niepraktykujący ), konstruktor ( ukryty )
UMIEJĘTNOŚCI: Rika opanowała tworzenie nowych, efektywnych broni do perfekcji. Pomimo bardzo młodego wieku wykonuje skomplikowane konstrukcje dające odpowiedni efekt – jak największe zniszczenie. Jednakże wykonane mechanizmy nie są przez nią testowane, a przez legionistów. Riri świetnie sprawdza się w roli konstruktora, ale jeśli chodzi o obronę i samą walkę z kimś – jest bezradna. Nawet własną bronią nie potrafiłaby się posługiwać. Parę razy próbowała i skończyło się to przebiciem lewej stopy. Między innymi dlatego dziewczynka jest ukrytym wynalazcą. Nikt nie wie kim jest ów Lyrkon i kim tak naprawdę jest Rika Haru.
EKWIPUNEK: Materiały do szkicowania, elementy mechanizmów, Selin Dokaria.

Od Akiko

W końcu nadeszła noc. Powoli wychodząc spod koca rozejrzałam się wokół, szukając latarki. Na pewno się przyda, chociażby dla tego, że mam zamiar całą noc spędzić poza domem. Podeszłam do starej, zepsutej szafy, którą nie wiem już skąd mam i wyciągnęłam ubrania. Szybko się przebrałam i kiedy miałam już wyjść przypomniałam sobie, że warto by zabrać ze sobą kota. Tak, kota. Mój podopieczny wyszkolony był tego, że zajmuje ofiarę swoją obecnością, przez co ułatwia mi atak. No cóż, prawie skończyły mi się pieniądze, ale nie mam też zamiaru w jakikolwiek sposób zabijać. Tym razem będzie to zwykła kradzież. Po kilkuminutowym zawieszeniu się w końcu postanowiłam wyjść. Nocą bardzo trudno jest znaleźć jakiegokolwiek człowieka. Zazwyczaj zanim kogoś znajdę mija nawet kilka godzin. Tym razem miałam szczęście.
Trochę więcej niż pół godziny później usłyszałam kroki w jednym z pobliskich parków. Na szczęście nie było jeszcze tak ciemno, że nie nic nie widziałam. Lata, które spędziłam praktycznie w mroku przyzwyczaiły mój wzrok do ciemności, a więc poruszanie się w nocy nie sprawiało mi prawie żadnego problemu. Zaczęłam iść w stronę z której słychać było szelest stawianych na piachu kroków. Włożyłam rękę do kieszeni po czym zorientowałam się, że nic że sobą nie wzięłam. No cóż, bywa. Stwierdziłam, że zanim pójdę do domu mogłabym ta istotę troszkę pośledzić. Podeszłam trochę bliżej, jednak nadal nie wychodziłam z ukrycia. Po jakimś czasie zauważyłam ciemnowłosą postać, najprawdopodobniej facet. Teraz właśnie sobie przypomniałam, że wzięłam ze sobą kota. Przystanęłam i rozejrzałam się wokoło. Nigdzie go nie widziałam, jednak nie będę się tym teraz przejmować. Jak zgłodnieje, to wróci. Powracając do mojego zajęcia musiałam trochę przyśpieszyć, ponieważ chłopak, którego śledziłam dla zabawy cały czas szedł. Wydaje mi się, że nie robi nic innego oprócz stawiania kroków na przód. Nic nie mówił, nie odkręcał się, ani praktycznie nie poruszał (pomijając to, że szedł). Wydawał się podejrzany... tak samo jak to, że jeszcze ani razu nie zdradziłam swojej obecności. Zrobiło się już całkowicie ciemno. Jedyne światło, które zresztą nie docierało wszędzie, to światło latarni ulicznych. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem tego, co robię. Nagle usłyszałam szelest. Tak, szelest i odgłos łamiącego się patyka. Pod moimi stopami. W końcu się wydało.
Nieznajomy rozejrzał się, a ja próbowałam się cofnąć, przez co znów zaszeleściłam. *ChoIera...* szepnęłam do siebie, po czym ogarnęłam, że nade mną jest drzewo. Szybko podciągnęłam się na gałęzi i ukryłam między liśćmi, jeszcze tylko ukryć włosy. Istotka w końcu znalazła to, czego niedawno zaczęła szukać, mianowicie latarkę. Po chwili stało się jasno. Powoli oświetlając pewne partie pasma krzaków otaczających ścieżkę poszukiwał źródła hałasu. Cały czas pomijał drzewo, na którym siedziałam, jednak moje szczęście nie trwało zbyt długo. Światło dotarło w końcu i tam, gdzie przebywałam.
- Kto tam? - w jego głosie było słychać lekkie zażenowanie.
- No cóż, wydało się... - powiedziałam zeskakując z gałęzi.

<Toxica? Sorry, takie gunwo mi wyszło xddd>

sobota, 19 września 2015

Tenebris Shotguns ~ Alice Hampstead!

Alice Hampstead
POCHWAŁY/OSTRZEŻENIA: 0/0
ADRES E-MAIL: kasiaas1267@gmail.com
LOGIN: Turlajdropsa
INNE ZDJĘCIA: [X] [X]
GŁOS: [X]

~~~
IMIĘ & NAZWISKO: Alice Hampstead
PSEUDONIM: Kawka, dla bliskich znajomych Rudzik, jeśli powiesz jednak tak na nią zrobi ci z dupy jesień średniowiecza
~~~
WIEK: 17 lat
PŁEĆ: Kobieta
WZROST: 170 cm
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
ULUBIONY KOLOR: Zielony
KOLOR OCZU: Błękitne
ZAINTERESOWANIA: Alice interesuje się wszystkim... co jest związane z wojną. Kojarzy chyba już każdy rodzaj broni, jeśli chodzi o broń białą i broń palną rozpozna materiał z jakiego jest zrobiony. Poza tym zainteresowana jest również sportem, muzyką, obcą kulturą.
ZAWÓD: Nie ma jakiegoś konkretnego zawodu. Czasem robi na czarno, pomaga w przemycie. Zapewne normalnie, teraz robiłaby za jakąś sekretarkę. 
KREWNI: 

  • Christopher Hampstead- ojciec, był bardzo surowy i wymagający, jako najstarsza z rodzeństwa, od dziecka uczyła się od niego najważniejszych rzeczy, jeśli chodzi o dowodzenie. Zginął w pożarze domu.
  • Natalie Hampstead - matka, kapitan tzw. Jaszczurek. Zginęła postrzelona przez jednego ze swoich. 
  • Talie Hampstead - młodsza siostra, obecnie pracuje jako płatny zabójca. miała z nią świetne kontakty. 
SYMPATIA: -
W ZWIĄZKU Z: -
EX:
~~~ 
OSOBOWOŚĆ: Alice to dziewczyna odpowiedzialna, ale zarazem rozrywkowa. Zawsze coś planuje, robi, można powiedzieć, że nie ma na nic czasu. Bardzo rzadko ją ujrzysz, chyba, że to jakiś wyjątkowy przypadek. Dla sojuszników jest miła i zawsze służy pomocą, za to dla nieznajomych "zimna", czyli nie okazuje emocji. Byłaby towarzyska, gdyby nie nadmiar pracy. Jednak patrzy na to pozytywnie i z zapałem. Gdy się denerwuje, po prostu stara się nie ukrywać emocji. Wybucha. Na pierwszym miejscu stawia pomoc bezbronnym. Jest dobrym strategiem, a zarazem potrafi uparcie trzymać się swego. Nigdy jeszcze nie zawiodła w sprawach wojskowych, bo w innych to i owszem. Tyle czasu w osamotnieniu pozbawiło ją umiejętności rozmowy. Czasem jest zbyt nieśmiała by się odezwać, choć lubi spędzać czad w towarzystwie innych. Prowadzi ją odwaga i cel, który jeszcze jest daleko. Jej ambicje pozwolą jej może go osiągnąć.
APARYCJA: Alice do dziewczyna średniego wzrostu o jasnej, lekko opalonej, karnacji. Trzeba przyznać, że niczego jej nie brakuje i urodę odziedziczyła po matce. Ma okrągłą, lekko wydłużoną buzię. Oczy są duże, uwodzicielskie i w kolorze karmazynowego błękitu. Nos jest nieznacznie zadarty i drobny, a usta pełne i wąskie. Długie rude włosy opadają na plecy, ma też grzywkę, która zasłania czoło. Ma smukłą sylwetkę klepsydry i długie szczupłe nogi. Może chyba przecisnąć się wszędzie i łatwo jej unikać ciosów. Chodzi w długich dżinsowych spodniach, które w walce nie krępują jej ruchów i czarnej bokserce.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Alice nie odróżnia się specjalnie od otoczenia. Może prócz rudych kudłów. Ma też na plecach tatuaż. 
HISTORIA: Już od dziecka wychowywana była w małej grupie przestępczej. Jako pierwsze dziecko w Jaszczurkach była traktowana przez wszystkich jakby byli jej najbliżsi. Po prostu było pięknie. Pięć lat później pojawiła się jej młodsza siostra. Anegdotka o granacie będzie na inną okazję... Wraz z Talie były bardziej rozbrykane niż wcześniej. 
CIEKAWOSTKI: 
  • ma uczulenie na orzechy 
  • nie pociągają jej papierosy czy inne używki
  • kiedyś spotykała się ze snajperem 
~~~
♦GILDIA♦:
PSEUDONIM: Kawka
STANOWISKO: Dowódca
UMIEJĘTNOŚĆ: Alice jest niezwykle zwinna i szybka, co nagradza jej brak zbyt dużej siły fizycznej, gdy robi uniki porusza się jak w tańcu, szybko, ale delikatnie. Zna się na sztukach walki i posługuje się biegle niemieckim, francuskim, rosyjskim i hiszpańskim.
EKWIPUNEK: Ukryte ostrze / Sztylet 

piątek, 18 września 2015

Aurea Gryphes - Toxica Kramael!

Toxica Kramael
ADRES E-MAIL: kruwka124@gmail.com
LOGIN: Kotoko
INNE ZDJĘCIA: [X] [X] [X] [X] [X] [X] [X]
GŁOS: [X]
POCHWAŁY/OSTRZEŻENIA: 0/0
~~~
IMIĘ & NAZWISKO: Toxica Kramael
PSEUDONIM: Najczęściej woła się na niego Toxy. Przezwiska Szalik używa rodzina bądź osoby, które w jakiś sposób chcą wkurzyć chłopaka
~~~
  • WIEK: Dziewiętnaście lat.
  • PŁEĆ: Mężczyzna
  • WZROST: Nie należy do tych wyższych, ale za niski to on nie jest. Mierzy sobie metr siedemdziesiąt-osiem.
  • ORIENTACJA: Biseksualizm.
  • ULUBIONY KOLOR: Każdy kolor jest cudowny, na swój własny sposób.
  • KOLOR OCZU: Zielone.
  • ZAINTERESOWANIA: Czym interesować się może taki 19-latek? Na początku warto by było napisać o medycynie. W końcu z nią wiąże swoją przyszłość. Następnie będzie gotowanie, kulinaria. Uwielbia przygotowywać potrawy, szczególnie dla swojej kochanej siostrzyczki, która jest prawie wszystkożerna. Po to by uzupełnić swoje umiejętności gotowania (chociaż do wytwarzania własnych maściów, napoi i innych rzeczy pomagających na różne choroby, rany też się przydają), zaczął interesować się ogrodnictwem i zielarstwem. Choć równie dobrze można wziąć to za jedno. Toxica ciekawi również prawo, polityka i społeczność. To bywa zabawne, kiedy czytasz, że czegoś nie wolno, a inni robią to samo co opisują jakie "złe". Docinki polityków czasami również śmieszą. Kolejnym zainteresowaniem może być mineralogią i naukami wywądzymi się od niej. Lubi sobie też "filozofować".
  • ZAWÓD: Łapie się praktycznie każdej pracy. Musi sobie w końcu jakoś radzić. Czasami naprawdę trudno znaleźć sobie coś odpowiedniego. Chłopak jednak ma kilka robótek, które uwielbia wykonywać. Praca w sklepie zielarskim, aptece lub w zwykłym spożywczaku. Tak bardzo uwielbia rozmowy z innymi... Działa również jako "podziemny lekarz". Toxica studiuje medycynę, taki już sobie wybrał kierunek. 
KREWNI:

  • Jake Kramael - ojciec, który rzadko bywał w domu. Nie dlatego, że nudziła mu się rodzina. Toxica uważa go za bohatera, w końcu by zapewnić dobrobyt został żołnierzem i jak najszybciej ruszył na front. Znajomi kojarzą go jako człowieka uczciwego i życzliwego. Z wykształcenia jednak był fizykiem, zawsze chciał by któreś z jego pociech poszło w jego ślady, ale nie w ślady żołnierza. 
  •  Cassie Kramael - była niezdarną kobietą przez co wpadła w niewłaściwe towarzystwo. To od niej zaczęły się wszystkie problemy rodziny Kramael. Nigdy nie była akceptowana przez teściów, ich niechęć przeszła również na dzieci. Nie była zbytnio wykształcona by zacząć pracę, zajmowała się domem. 
  • Ronnie Kramael - zwana również Taxi. Podobnie jak matka, niezdarna i niezbyt pewna siebie. Jako młodsza siostra, często "dawała popalić" Szalikowi. Pierwsza również zaczęła na niego tak wołać (Szalik). 

SYMPATIA: ---
W ZWIĄZKU Z: ---
EX: ---
~~~
 OSOBOWOŚĆ: Toxica nie jest przykładem ciekawego człowieka. Na co dzień, chłopaczyna opanowany i spokojny. Nie brakuje mu również bycia w zupełnej czujności ("czujni jak wiewiórki"). Z pozoru typ człowieka małomównego, ale to tylko do czasu. Wystarczy znaleźć odpowiedni temat, chociaż "odpowiedni" może mieć tutaj inne znaczenie, nie wiem jakie, ale jakieś na pewno. Nie rozmawia z osobami, które wydają się mu po prostu nie warte jego uwagi bądź nie ma na to siły. Nastolatek zdolny do głębszych refleksji, dlatego też odpowiada nieco wolniej niż inni. Dokładnie analizuje wszelakie pytanie, a następnie zastanawia się nad odpowiedzią, która byłaby wystarczająca. Nie należy jednak sądzić, iż odpowiada na każde zadane pytanie. No trochę dyskrecji, tajemniczości... Co następnie? Szaliczek jest w stanie dostosowywać swój charakter do danej sytuacji. W skrajnych sytuacjach nie zachowuje się jak osoby, które po prostu starają się wszystko zakryć szalonym uśmieszkiem bądź rozpaczają przez kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy. "Spokojnie, nie musicie się spieszyć. Powoli, macie czas." Zawsze stara się zachować spokój, powagę. Nie ukrywajmy, że to właśnie takie osoby najlepiej sobie radzą z życiem. Dlatego też wydaje się być pozbawiony radości, przyjemności z życia. Wydawać by się mogło, że Toxica wszystko robi ostrożnie. Tu jest malutka zmyłka, chłopak miewa dni, kiedy to bywa nieco nerwowy. Zrobić byleby było. Tak widzi go większość, ponieważ ta mniejszość składa się jedynie z osób bliskich jego serca. W okryciu człowieka poważnego, który potrafi zmieniać swój charakter zależnie od sytuacji, drzemie dosyć wrażliwy chłopaczyna o dobrym serduszku. Przy bliskich, jeśli ktoś go w jakiś sposób zawstydzi... Rumieni się. Wygląda wtedy dosyć uroczo, jak malutkie dzieciątko. Cóż... Co można jeszcze dodać? Często gęsto wykazuje się kreatywnością, a w połączeniu z jego intelektem... "Urodzić się" może cudowny plan. Mimo tego, on tego nie widzi i jakoś tego specjalnie nie okazuje, a więc zostawia to innym. Skupia się głównie na tym w czym jest dobry. Zdarza mu się okazywać niechęć do jakiejś pracy, jakiegoś przedmioty bądź człowieka. Nie każdego trzeba lubić. Jest mądry, ale nie stara się błyskać swoją inteligencją. W tym celu prawdopodobnie posypałby się brokatem. Jeśli coś go denerwuje, staje się wulgarny... Większość osób tak ma, prawda? On jednak stara się jakoś powstrzymywać, w końcu musi dawać przykład swojej siostrzyczce. 
APARYCJA: To co przyciąga uwagę w wyglądzie chłopaka to jego oczy. Dosyć duże, okrągłe oczy, które czasami wydają się błyszczeć swoim intensywnym, neonowym kolorem. No i to chyba tyle ciekawego, co by mogło dotyczyć jego twarzy. Chociaż można dodać coś jeszcze. Łagodne rysy idealnie pasują do kobiety, Toxica jednak nie z tym problemu. Wydaje się nieco poważniejszy, a to daje ciekawy efekt - budzi respekt w szczylach z podstawówki. Wydać się może trochę ciapowaty, ponieważ jest troszku wychudzony, a jakoś szczególnie nie dba o swoją sylwetkę. Jego cera jest troszku blada, nieskażona żadną blizną. Przejdźmy do kolejnego elementu - włosy. Mimo tego, że farbuje - są naprawdę zdrowe. Przyjemne w dotyku, bo miękkie. Wydają się być nie ułożone, ale to tylko dlatego, że nie są równo ścięte. Było wspomniane, że farbuje. Jego naturalny kolor to czarny, zmienił na fioletowy (lubi mówić, że na ametystowy). Dlaczego? Bardzo mu się podoba ten kolor włosów, taki oryginalny... Jego ubiór? Nie za szczególnie ciekawy, uzyskuje on celowy efekt lekkiego niechlujstwa. 
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Przekłute uszy, po dwa kolczyki w każdym. Zdarza się, że ma na sobie nawet kilka szalików na raz. Na palcu u lewej ręki widnieje obrączka. Pod szalikiem, z resztą pod ubraniem chowa/nosi nieśmiertelniki ojca. Często gęsto maluje paznokcie na czarno. 
HISTORIA: Nie urodził się w rodzinie zbyt biednej czy też bardzo bogatej. Wydawać by się mogło, że jest to wzór do naśladowania. Ojciec, głowa rodziny, wykłada na znakomitej uczelni, a matka idealnie sobie radzi z domem i dziećmi. Ronnie była utalentowana, ale miała problemy przez swoją niezdarność, z resztą jak Cassie. Toxica natomiast wydawał się być zwykłym chłopcem. Wiecznie było go pełno, przez co sąsiedzi czasami mieli problemy. Dziecko jak dziecko, trzeba na nie uważać. Mieszkali na wsi, a więc bycie wszędzie nie popłaca. Często się przeszkadza, a tam roboty od groma. Chłopak nie widział wówczas problemów matki, nie zauważył, że w domu co jakiś czas znikają meble. Zorientował się, że coś jest nie tak, wtedy kiedy Jake zdecydował się zmienić swoją pracę i udać się z pomocą na front. Z wykształcenia fizyk, ale nie brakowało mu kondycji czy też umiejętności używania różnego rodzaju broni. Wtedy wraz z siostrą dostali zielone szaliki od ojca. Był to z pozoru zwykły prezent, nic nie znaczący. Mimo tego faktu, traktowali te prezenty jak członków rodziny (to dlatego mimo upływu lat wyglądają jak nowe). Kilka lat później, opłakiwano Jake'a. Wtedy też Ronnie zebrała oszczędności i wybrała się do szkoły z internatem. Z lekką pomocą babci (Toxica jej nigdy nie lubił), dostawała się do lepszych szkół. Następnie w wypadku samochodowym, Cassie zmarła. Przyjaciel z dzieciństwa podwoził ją do domu. Oboje nie mieli szczęścia. Toxica miał wtedy siedemnaście lat, wprowadził się do swojej drugiej połówki. Rok później zdecydowali się na zaręczyny. Ich szczęście nie trwało długo. O swoim istnieniu dali znać goście od długów matki. Zrobili najazd, zabrali rzeczy, które miały jakąś wartość i zabili człowieka. Podczas obrabiania mieszkanka, Toxica stracił przytomność. Porządny cios w głowę daje rade z powaleniem człowieka. Kiedy już ją odzyskał, było za późno. Stała sympatia leżała w kałuży swojej krwi. Nastolatek nic nie mógł zrobić. Niestety, policja nie była po jego stronie. Zabolało, ale cóż taki jest świat. Opłaciło się jednak ruszyć w kierunku medycyny. W końcu w takim środowisku przyda się lekarz, który usunie pocisk z kończyny bez jakiegoś szczególnego wnikania. Prawdopodobnie Toxica jeszcze spłaca długi matki.
CIEKAWOSTKI:
  • Uwielbia jabłka, psy i gryzonie.
  • Wielki wielbiciel szalików. W jego kolekcji znajduje się ich już ponad sto-trzydzieści-sześć, a nie zaprzestał jeszcze ich zbierania.
  • Nieśmiertelniki dostał od babci, jako pamiątka po ojcu. Początkowo miała je dostać Ronnie. 
  • Malutki geniusz, mimo, iż ma dziewiętnaście lat, za dwa bądź za rok kończy studia medyczne. Przeskoczyło się kilka klas w podstawówce albo i nawet przedszkole.
  •  Przeprowadził już kilkaset nielegalnych operacji, jednak to jest za mało by wszystko spłacić. Dodatkowo często doradzał przy łagodniejszych dolegliwościach. 
  • Aktualnie posiada szynszylę, ale planuje przygarnąć pod swój dach jakiegoś pieseczka. 

~~~
♦GILDIA♦
PSEUDONIM: Rii
STANOWISKO: Żółtodziób
UMIEJĘTNOŚĆ: Coś specjalnego? U Toxicy jest to dosyć trudne do znalezienia. Może na pierwszy rzut oka nie zaliczy się to do fizycznej umiejętności... Chłopak posiada doskonale wyćwiczoną pamięć. Zdobytą wiedzę doskonale potrafi wykorzystać w praktyce.
EKWIPUNEK: Różne probówki wypełnione cieczami o cudownych kolorkach. Ich właściwości są... dosyć ciekawe.

Aurea Gryphes - Akiko Shinozuka!

Akiko Shinozuka
NyancyPeekachew

ADRES E-MAIL:  w.allen@wp.pl
LOGIN: Allen Walker
INNE ZDJĘCIA: ---
GŁOS: [X] 
POCHWAŁY/OSTRZEŻENIA: 0/0
~~~
IMIĘ & NAZWISKO: Akiko Shinozuka
PSEUDONIM: Aki
~~~
  • WIEK: 15 lat
  • PŁEĆ: Kobieta
  • WZROST: 163
  • ORIENTACJA: Heteroseksualizm
  • ULUBIONY KOLOR: Biały, Czerwony.
  • KOLOR OCZU: Oczka Aki mienią się w odcieniach różu i czerwieni.
  • ZAINTERESOWANIA: Uprzykrzanie życia wszystkim wokół się liczy?
  • ZAWÓD: Jako że Aki baardzo przywiązała się do życia na ulicy nie jest w stanie znaleźć normalnej roboty. Przeszkadza jej też w tym wiek, bo jest dosyć młoda. Utrzymuje się głównie z kradzieży.
KREWNI: No cóż... Akiko raczej nie ma krewnych. Wszyscy, których znała nie żyją, ale co jej po krewnych, jak i tak wszyscy mieszkali na ulicy.
SYMPATIA: Haha, bardzo śmieszne.
W ZWIĄZKU Z:
EX:
~~~
OSOBOWOŚĆ: Akiko na pierwszy rzut oka może wydawać się sympatyczną osóbką, jednak pozory mylą. Wkurzanie wszystkich wokół bardzo ją bawi. Nie jest zbytnio przekonana do osób, które nie znają takiego życia, jakie ma ona. Uwielbia przebywać w samotności, lub ze zwierzętami, które jakimś cudem przybędą do jej "domu". Jest dosyć dziwna i nie da się z nią za bardzo dogadać. Lubi robić niebezpieczne rzeczy, ponieważ twierdzi, ze jej życie i tak jest nic nie warte. Jeżeli ma zamiar się czegoś podjąć, najpierw dokładnie planuje jak ma to zrobić. Stara się wykonywać wszystko perfekcyjnie. Jeżeli ktoś chciałby ją obrazić wyszedłby w jej oczach na wielkiego idiotę, ponieważ nic jej nie rusza. Ogółem ma na wszystko wyjebane. Jeżeli ma już być dla kogoś miła, to tylko wtedy, kiedy tego kogoś potrzebuje do zrealizowania swojego pomysłu, bądź wtedy, kiedy całkowicie mu zaufa. Jednak osoba, której by zaufała jeszcze się nie pojawiła. Gardzi ludźmi bogatymi, ponieważ twierdzi, że wszyscy bez wyjątku są próżni. Ogółem jest obojętna na wszystko.
APARYCJA: Akiko to średniej wielkości, szczupła dziewczyna. Ma bladą cerę, przez co wygląda jak trup. Jej oczy są nieokreślonego koloru. Mienią się w odcieniach różu i czerwieni, co kontrastuje z trupiobladą skórą. Jedyny kosmetyk jakiego używa do bladoróżowa szminka. Ogółem jej twarz wygląda bardzo dziecinnie. Włosy są nietypowego koloru - dokładnie białe, a końcówki różowe. Jest to ich naturalny kolor, co może wydawać się trochę dziwne. Zazwyczaj związuje je w dwa kucyki, ponieważ niezwiązane prawie sięgają ziemi, plączą się między nogami, przez co utrudniają jej poruszanie się. Co do jej ubioru... posiada chyba tylko z 5 ubrań, z czego najbardziej lubi jedną sukienkę. Znaczy, ma dwie sukienki, które wyglądają identycznie, bo szczególnie się jej spodobały. Ogółem, jej wygląd można bardzo szybko opisać.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: Pod lewym okiem ma mała, czarną bliznę.
HISTORIA: Przeszłość jak i teraźniejszość Aki nie jest zbyt fajna. Już od najmłodszych lat była bezdomna. Jej rodzice byli tak ułomni, że nawet nie chciało im się pójść do pracy, aby miała normalne życie. Życie takie jak ma większość dzieci w tym wieku. Na szczęście niektórzy ludzie byli na tyle dobrzy, aby pomóc jej rodzicom, ale było to bowiem tylko jedzenie, niekiedy ubrania. Nigdy nie mieli jakiegokolwiek domu, zawsze spali na ulicy, bądź w jakichś opuszczonych budynkach. W wieku czterech lat rodzice Aki zginęli potrąceni przez samochód. Może to i dobrze, bo gdyby nie to, byłaby taka sama jak oni. Na samym początku zajmowali się nią znajomi (oczywiście także bezdomni, no bo jakżeby inaczej? xd) jej rodziców. Na ogół wydawała się bardziej rozumna, niż dzieci w jej wieku. Nie urządzała histerii o byle co. Nie potrzebowała zbyt wiele. Kiedy miała sześć lat zaczęła ogarniać, że aby przeżyć, nie można żebrać, a samemu zająć się zdobywaniem najpotrzebniejszych rzeczy. Jednak nie bardzo wiedziała jak. Czasami udało jej się coś ukraść, ale zdarzało się to dosyć rzadko. Potrzebowała wprawy. Dwa lata później szło jej znacznie lepiej. Kradła praktycznie codziennie, a jednak tylko parę razy została na tym przyłapana. Najczęściej jednak udawało jej się uciec, a także być nierozpoznaną. Prawie nikt nie kojarzył jej wyglądu. Niedługo potem zaczęła zabijać. Głównie tych, który wkroczyli na jej teren, bowiem już od jakiegoś czasu oddaliła się od tych życiowych nieudaczników. Mieszkała i nadal mieszka w jednej s pobliskich ruin. Zabijała po to, aby zdobyć pieniądze, bądź inne kosztowne rzeczy swych ofiar. No i taka pozostała aż do dziś. No i oczywiście postanowiła dołączyć do mafii.
CIEKAWOSTKI
  • Nie ma zamiaru przyjmować, ani nawet jeżeli miałaby pieniądze kupować jakiegokolwiek domu. Woli być wolna.
  • Ma słabość do krwi.
~~~
♦GILDIA♦:
PSEUDONIM: S-sha, Aki.
STANOWISKO: Legionista
UMIEJĘTNOŚĆ: Akiko potrafi wykonywać nawet najtrudniejsze układy gimnastyczne. Jest to bardzo przydatne podczas ucieczki, ponieważ w każdej chwili może zrobić coś, czego wróg się nie spodziewa, przez co go zdezorientuje. Niestety Aki nie szanuje swojego talentu, więc nie da się powiedzieć, jakie jeszcze są tego zalety.
EKWIPUNEK: No cóż, posiada tylko nóż kuchenny... Znaczy nie taki znowu zwykły, bo często go przerabia.

Od Masaru - C.D Edwarda

Krzesło opadło na ziemię zaraz po tym, kiedy potraktowałem je solidnym kopnięciem. Zdenerwowany, oparłem się o biurko spoglądając z byka w niebieski monitor. Pytam się, ile razy to gówno się jeszcze zepsuje? Kopnąłem komputer, dosyć lekko ale i tak przesunął się jakieś pięć centymetrów do tyłu. Dwa metalowe psy, przyglądały mi się ze stoickim spokojem. Nie miały w zwyczaju reagować na tego typu hałasy, chyba zmienię im oprogramowanie. Jak na razie są nastawione na strażników, które reagują tylko i wyłącznie kiedy coś mi zagraża. Nie potrafią zareagować na mój dotyk, są nieruchome. Chciałbym wprowadzić do nich coś bardziej… z psiego zachowania. Nie ukrywam, że siedząc tutaj samotnie brakuje mi towarzystwa, a jak to się mówi… pies najlepszym towarzyszem człowieka. Dotknąłem złotego łba Aurum, dotyk jego chłodnej powierzchni był kojący. Zmrużyłem oczy i sięgnąłem po mały śrubokręt. Wiele roboty z tym nie było, wystarczyło tylko ‘’wymienić’’ kilka rzeczy. Już po niecałych dwóch godzinach oba psy rozglądały się po pomieszczeniu. Chwila prawdy. Argentum wstał z ziemi i utkwił swój wzrok we mnie, drugi pies zrobił to samo. Po chwili obydwa psy jak na zawołanie skoczyły na mnie, powalając mnie na podłogę. Zaczęły merdać swoimi mechanicznymi ogonami i cicho popiskiwać, mimowolnie zaśmiałem się głaskając je po wyginających się grzbietach. Przez chwilę tak jeszcze szalały, aż ponownie się uspokoiły. Dumny ze swojej malutkiej roboty wstałem, jednak moja zadowolona mina zniknęła wraz z piskiem kolejnego komputera. Już myślałem, że kolejny poszedł z dymem a tu niespodzianka. Kamery wykryły coś ciekawego. Podszedłem do monitora zaciekawiony tym zjawiskiem, okazało się, że to jakiś chłopak ścigany przez stróży prawa. Czyli jednak nic ciekawego, już miałem odejść od monitora, kiedy moją uwagę przykuła jego metalowa ręka. To wszystko działo się dosyć blisko stąd, więc może sobie to pooglądam z bliska? Odwróciłem się na pięcie, wyminąłem psy i wybiegłem z budynku. Nie minęło kilka minut, kiedy przyglądałem się całej akcji z dachu jakiegoś budynku. Cała akcja chłopaka zakończyłaby się sukcesem, gdyby nie to, że rura do której się ‘’przyczepił’’ nie oderwała się od budynku. Potem jakoś udało mu się uciec, ale znowu jego życie wisiało na włosku. Przez jakiś czas przyglądałem się z ukrycia, patrząc na wykrzywioną z bólu twarz chłopaka. W momencie w którym miał już spaść, złapałem go za ramię i wciągnąłem na górę. Stanął na swoje nogi i od razu odwrócił się do gości, którzy go ścigali.
- Oj, Mustang. Tyle razy ci mówiłem, że alchemia czyni cuda, a ty dalej myślisz, że zrobisz mi krzywdę takim badziewiem! – krzyknął, w momencie kiedy mężczyźni przygotowali się do oddania strzałów przyklęknął i dotknął stalową ręką podłoża. Kamienna ściana, na kształt muru wyrosła spod ziemi broniąc nas przed kulami, z niedowierzenia aż otworzyłem szerzej oczy. – Rusz się! – chłopak trącił mnie jakby przypominając sobie o tym, że nadal tutaj jestem.
Przytaknąłem i pobiegłem przed siebie, nie wiem jaką wytrzymałość miał ten mur, więc lepiej będzie się stąd oddalić w jak najkrótszym czasie. Chłopak chciał skręcić w prawo, ale pociągnąłem go w lewo. Co nie było trudne, bo był dosyć… drobny.
- Ej! Gościu! Co ty wyprawiasz!? – spróbował się wyszarpać, jednak nie zamierzałem go puścić. – Co ty tam tak w ogóle robiłeś?
- Mógłbym zapytać Cię dokładnie o to samo – spojrzałem na niego z góry – nie wiem czy wiesz, ale jesteś na moim ‘’terenie’’.
- Gdzie niby jestem? – spojrzał na mnie jak na wariata.
- Chyba nie jesteś tutaj zbyt długo... albo jesteś po prostu mało obeznany. Słyszałeś o tutejszych Gildiach?

(Edward? Wybacz, że tak marnie XD)

czwartek, 10 września 2015

Od Edwarda

Ech, a oto i nadszedł kolejny, zwyczajny i nudny dzień w tym zapiździałym mieście. Idziesz sobie człowieku do piekarni po świeże bułki na śniadanie, a tu ci patrol wyskakuje i zaczyna gonić tylko dlatego, że na każdej ścianie, na każdym słupie i na każdej tablicy ogłoszeniowej jest twoje zdjęcie z napisem " Poszukiwany. Za żywego ( lub martwego ) przewidziana nagroda ". Okey... rozumiem, że nie chcą płacić łowcom nagród za moją głowę, ale niech do jasnej cholery dadzą mi żyć! Kuźwa... do tego czasu żadnej ze stron nie udało się mnie schwytać bądź pojmać... ani wojsku, ani łowcy, ani też zwykłemu obywatelowi, więc... tak trochę już mam dość tych ciągłych gonitw, ale kogo to obchodzi. I tego dnia tak się zaczęło. Specjalnie wstałem wcześniej i z buta poszedłem do piekarni, a tu... wała! Nim zrobiłem parę metrów to już usłyszałem za sobą szybkie kroki i wrzaski:
-Brać go! Ruszać się lenie, bo wam pensję obetnę! - darł się na całą ulicę bardzo dobrze mi znany pułkownik Mustang. Gonił swoich podwładnych, aby ganiali za mną... oczywiście jak zwykle bezskutecznie. Obróciłem leniwie głowę za siebie i westchnąłem ciężko:
-Zapowiada się ciężka rozgrzewka. - mruknąłem i odwróciłem się za siebie. Wyglądałem bardzo lekceważąco, bo jak pan Mustang mnie zobaczył to aż mu żyłka zadrżała, więc... taki wyciągnąłem wniosek.
-Ej, Mustang! Uważaj, żeby czasem ci ta żyłka na czole nie pękła. Zresztą... - machnąłem ręką -... tobie zawsze wszystko pęka... ekhem. - odchrząknąłem śmiejąc się – Ile to już musisz płacisz na wszystkie alimenty? - spytałem unosząc jedną brew.
-Ty, Stalowy... jak ja cię zaraz pierdolnę w pałę to ci się odechce głupich żartów! - wrzasnął wściekle ledwo trzymając swojego emocje na wodzy. Wybuchłem gromkim śmiechem widząc jak pracownicy Mustanga uśmiechają się pod nosami dezaprobując żywiołowość swojego przełożonego.
-Już umieram ze strachu ty pogromco kobiecych... tyłków. - zachichotałem – Playboy zasrany... - szepnąłem bardziej do siebie niż do kogokolwiek z otoczenia. Pułkownik zaciskał pięści z wściekłości do tego stopnia, że aż całe kostki mu zbielały.
-Na co jeszcze czekacie?! Do boju! - warknął wyrywając będący pod ręką znak drogowy. Zaszarżował w moją stronę wrzeszcząc coś w rodzaju okrzyku bojowego. Czekałem do ostatniej chwili i niczym torreador obróciłem się o 180 stopni bez większego wysiłku. Oczywiście pułkownik z powodu swojej głupoty i wściekłości poniekąd, wywalił się na bruk. Wolałem oddalić się na dalszą odległość, a tą odpowiednią okazał się dach pobliskiej kamienicy. Bez większych alchemicznych sztuczek udało mi się tam dostać. Oddane sługusy Mustanga pomagały mu się nieco ogarnąć, ale jego wściekłość była zwykle długotrwała i bardzo uciążliwa. Tym razem nie było inaczej. Nawet nie zdążyłem się zorientować kiedy znalazł się na dachu. Tak się zaczęła zwykła, poranna gonitwa... nie pierwsza i nie ostatnia zresztą. Postanowiłem pozbyć się go w miejscach gdzie jego dostęp do mnie byłby ograniczony. Takim miejscem były pułki ścian niektórych budynków. Były to cienkie, nie przekraczające metra wypustki, po których trudno było się poruszać, ale mi nie sprawiały one trudności dzięki mojej wyćwiczonej zwinności i szczupłej figurze. Niestety... jedyna jaką miałem najbliżej była dosyć wysoko i prowadziła do niej nieco zardzewiała rura. Bez większego namysłu wskoczyłem na nią i zacząłem się po niej wspinać co na moje nieszczęście nie było dobrym pomysłem. Kiedy byłem już przy samej półce owa rura, a raczej jej część, po której się wspinałem, wypadła z zawiasów śrub.

Z wrzaskiem zacząłem opadać na ziemię, ale na szczęście przy upadku wsparłem się na prawej ręce dzięki czemu nie połamałem się, a jedynie nieco poturbowałem. Koszmar miał się
jednak dopiero zacząć. Leżąc tak na plecach zauważyłem Mustanga, który z szyderczym uśmiechem patrzył na mnie z góry dzierżąc w ręce już nieco pokrzywiony znak.
-Role się odwróciły co, Stalowy? - uniósł lekko brew na co ja tylko promiennie się uśmiechnąłem.
-Chyba śnisz, kochasiu. - puściłem mu buziaka w powietrzu i zerwałem się na równe nogi zmierzając do krawędzi dachu. Rozpędziłem się przygotowując do skoku na sąsiednią platformę. Zanim jednak zdążyłem się wybić, Mustangowi udało się osłabić siłę mojego skoku zahaczając czubkiem rury o moją stopę.
-Kurwa... - zakląłem pod nosem wiedząc, że nie wyląduję bezpiecznie po drugiej stronie. Tak też się stało... zawisłem na krawędzi dachu i sam się zastanawiałem jakim cudem. Wiedziałem jednak, że długo taki stan się nie utrzyma. Palce zaczęły coraz bardziej zsuwać się z krawędzi, a ramiona już powoli zaczynały boleć... szczególnie nadwyrężona proteza, która zaczęła naciągać mi skórę na prawym barku. Syknąłem starając się odbić nogą od ściany... na marne. To było tak cholernie wysoko... gdybym spadł to na stówę bym się zabił. Nagle ktoś złapał mnie za przedramiona i wciągnął na dach. Był to ktoś wyższy ode mnie i raczej był to mężczyzna. Nie miałem jednak czasu by mu się przyglądać, ponieważ na dachu, z którego skakałem już stał pułkownik i jego ekipa celując w naszą dwójkę z pistoletów. Uśmiechnąłem się chytrze:
-Oj, Mustang. Tyle razy ci mówiłem, że alchemia czyni cuda, a ty dalej myślisz, że zrobisz mi krzywdę takim badziewiem! - krzyknąłem i zanim zdążyli wystrzelić z pistoletów ja zdążyłem przyłożyć rękę do podłoża, z którego wystrzeliła kamienna ściana, chroniąca nas przed stertą pocisków.

( Masaru? )

wtorek, 1 września 2015

Aurea Gryphes - Edward Elric!


Edward Elric
ADRES E-MAIL: kucyk39627@gmail.com / piesio128@o2.pl
LOGIN: Lunativ
INNE ZDJĘCIA: [X] [X] [X] [X] [X] [X] [X] [X] [X] [X] [X] [X]
GŁOS: [X]
POCHWAŁY/OSTRZEŻENIA: 0/0
~~~
IMIĘ & NAZWISKO: Edward Elric
PSEUDONIM: Ed, Edek, Edziu, ale często też padają aluzje dotyczące jego wzrostu. Najczęstszą taką aluzją jest Kurdupel, ale nie radzę używać tego typu określeń... jeśli oczywiście chce się zachować swój żywot lub komplet kończyn. Znajomi lub wyższe sfery nazywają go często Stalowym Alchemikiem co prawdopodobnie nawiązuje do jego stalowych protez lub stalowych nerwów, lecz co do tego drugiego można mieć wątpliwości.
~~~
  • WIEK: Już dawno wybiła mu 17-stka, ale z tego co ludzie gadają to uważa się go za młodszego co również wprawia Eda w złość.
  • PŁEĆ: Mężczyzna...chyba widać.
  • WZROST: Jest dosyć... niskich gabarytów, bo ma tylko 150 cm wzrostu bez " antenki " i butów na wysokich podeszwach. Z tymi " szczegółami " ma 160 cm.
  • ORIENTACJA: Heteroseksualny.
  • ULUBIONY KOLOR: Czerwony i złoty.
  • KOLOR OCZU: Piwne, a raczej szczerozłote. Podobnie zresztą jak włosy
  • ZAINTERESOWANIA: Cóż... Ed od najmłodszych lat bardzo lubił alchemię. Było to spowodowane po części tym, że nie posiadał jakiś innych specjalnych hobby czy też przyjaciół, z którymi mógłby widywać się na co dzień nie musząc pokonywać około dwóch kilometrów. Poza tym... cały gabinet jego ojca pełen był książek o alchemii, które zaczął czytać po prostu z nudów. Zaraził tym młodszego brata i tak im się to wszystko spodobało, że sami nawet zaczęli praktykować nabytą wiedzę. Skończyło się to tak jak się skończyło, ale to mało ważne. Od czasu kiedy prawdziwe kończyny musiały zastąpić mu stalowe protezy zaczął również interesować się mechaniką. Nie chciał wiecznie zdawać się na specjalistów... wolał robić to sam. Przerobił parę samouczków i nauczył się naprawiania różnych mechanizmów zupełnie tak jak alchemii. Mechanika jest jedną z jego ulubionych profesji i coraz częściej to jej się oddaje. Alchemię i tak już opanował prawie, że do perfekcji, więc jeśli chodzi i tę dziedzinę to w sumie nie ma co robić. Jak każdy kto mieszka w mieście i ma zatargi z nieodpowiednimi ludźmi, musi umieć się bronić. Nie jest może mistrzem walki jak niektórzy, ale z łatwością może się obronić nawet przed bronią palną. Nie szczędzi sobie treningów mimo, iż nikt go do tego nie namawia. Ma wbudowaną opcję zamęczania się na treningach, więc nie łatwo jest mu ową czynność wybić z głowy... to jak codzienny rytuał. Nie raz może to być jaki maraton, walka z kimś lub nawet zwykłe ćwiczenia, które wszystkim są znane. Poza tym... większość czasu przesiaduje w bibliotece i czyta wszystko co wpadnie mu w łapy począwszy od książek o medycynie a skończywszy na gejowskich porno. Podobno każda książka ma jakiś ukryty sens lub naukę. Nie warto więc przegapiać którejkolwiek.Ma też takie dosyć nietypowe hobby... załatwia różne sprawy za innych, oczywiście nie za darmo. Nie jest płatnym zabójcą! Gdzieś muszą sięgać granice, prawda? Jedyne co może zrobić to stłuc kogoś na kwaśne jabłko, ale musi być tego silny powód, ale najczęściej zdobywa jakieś drobne informacje lub wyjeżdża w poszukiwaniu starożytnych artefaktów. Taki drugi Indiana Jones tylko, że nie wykłada na uczelni historycznej, ale jakby na to spojrzał z innej strony... gdyby chciał to mógłby, ale dopiero po odpowiednich studiach, które poszłyby mu jak z płatka... prawdopodobnie.
  • ZAWÓD: Jak każdy człowiek, musi na siebie zarabiać. Na szczęście w jego przypadku nie jest to wyczerpująca praca, ponieważ dosyć sporo pieniędzy dostaje za tzw. czarne robótki. Oj, ile to cennych przedmiotów trafiło na Czarny Rynek dzięki niemu. Jest znany wśród maklerów, handlarzy i znawców sztuki. Praktycznie zawsze znajdzie się dla niego jakaś misja, ponieważ zdobył już zaufanie pewnych osób, które bardzo cenią jego talenty. Dorabia sobie też " usługami alchemicznymi " i mechanicznymi. Naprawić samochód czy dach to dla niego pestka. Jest to po części przykrywką dla jego brudnych interesów, ale to tylko drobny szczegół w morzu niewiadomych.
KREWNI:
  • Van Hohenheim [ Ojciec ] - znienawidzony ojciec Edwarda, który porzucił swoją rodzinę dla kariery zawodowej. Również jest alchemikiem. Prawdopodobnie włuczy się po świecie i pracuje nad badaniami, które nie mają prawa dać oczekiwanych efektów.
  • Trisha Elric [ Matka ] - ukochana matka Eda, która zmarła 12 lat temu na niezyidentyfikowaną dotychaczas chorobę, która ma bardzo słabe objawy, a leczenie nic nie daje. Pochowana jest w rodzinnej wsi.
  • Alphonse Elric [ Młodszy Brat ] - o rok młodszy od Edwarda – Alphonse został zamknięty w więzieniu za " szerzenie herezji ". Przyłapali go jak używał alchemii z użyciem kręgu transmutacji. Ed od tamtego czasu poświęca każdą wolną chwilę na plany odbicia brata z pudła. Nie ważne czy legalnie czy nie...wszystko jedno.
SYMPATIA: ---
W ZWIĄZKU Z: Raczej nie. Nawet jakby chciał nie potrafiłby okazać uczuć w romantyczny sposób, ponieważ bardzo trudno przechodzą mu przez gardło takie krępujące słowa. Mimo wszystko jeśli znajdzie sią takowa piękna anielica prosto z raju to może i byłby w stanie zrobić dla niej wszystko na co do tej pory by się nie odważył.
EX: Nope
~~~
OSOBOWOŚĆ: Od czego by tu zacząć... hmm... zacznijmy może od pozytywów. Każdemu może się wydawać, że Edward to radosny, pełen poczucia humoru chłopak. W sumie... jest w tym trochę prawdy jak w każdej plotce. Zwykle ta " radość " objawia się albo wtedy kiedy Edowi naprawdę dobrze się wiedzie lub wtedy kiedy dostaje psychopatycznego zapędu ( kiedyś o tym wspomnie... nie martwcie się, nie zabraknie rozlewu krwi ). Jeśli chodzi o poczucie humoru to fakt. Tryska od Eda pełnymi strumieniami, ale nie są to tylko zabawne anegdotki i dowcipy, ale również hejty. Spójrzmy prawdzie w oczy... jak Ed zacznie cię hejcić to już nie ma przebacz. Najlepiej wtedy uciekać w dzikim popłochu. Skąd to się wzięło? Tego nie wie nikt XD. Jeśli rzeczą pozytywną można określić pewność siebie to mogę ją tu śmiało wpisać. Niestety, ta cecha z czasem przeradza się w taką małą pyszkę (pycha – jeden z siedmiu grzechów głównych, jak ktoś nie wie o co come on to wujek Google zaprasza w swoje skromne progi ). Zwykle ktoś wtedy doprowadza go do porządku co kończy się nie małą bójką lub kłótnią ( zależy od drugiej strony ). No to może teraz podstawy podstaw. Nasz Edziu to niewiarygodny hardkor w każdym tego słowa znaczeniu. Jego odwaga czasami jest porównywana do głupoty, ale skoro dla zwykłego człowieka poświęcenie się dla ukochanej osoby jest głupotą to dla tych osób mam radę... w lesie jest mnóstwo drzew a Wisła jest szeroka i głęboka... dla każdego starczy miejsca. No to teraz może ta druga strona określenia " hardcor ". Większego nie znajdziecie w całym mieście. Kocha wyzwania... szczególnie takie, które wymagają siły, zręczności i odwagi, ale innymi również nie pogardzi ( taa... mając 10 lat całował się przez minutę ze swoim bratem na urodzinach kolegi... Prawda czy Wyzwanie to zuo 8D P.S. - Nie wspominaj mu o tym nawet jak ci zapłacą... inaczej zginiesz. ). Kolejny pozytyw pozytywów brzmi następująco – Ed jest szalenie wrażliwy na krzywdę niewinnych. Wtedy to właśnie dostaje świra i morduje, ale tylko winnych. Za wszelką cenę stara się chronić życia zwykłych ludzi żyjących w strachu. Niestety, sceny z przeszłości, które musiał oglądać odcisnęły silne piętno w jego psychice. Często towarzyszą mu senne koszmary, więc zwykle mało śpi. Jest bardzo oddany i opiekuńczy wobec swoich bliskich. Nie pozwala na ich krzywdę i stara się ich chronić nawet za cenę życia. Zabija tylko w ostateczności. Nie zależy mu na śmierci, ale na tym by ludzie w końcu czegoś się nauczyli. Skoro już wspomniałam o nauce... chłopak bardzo lubi poznawać nowe rzeczy. Świat wciąż jest dla niego zagadką. Sens istnienia ludzkości i wszechświata wciaż zaprząta jego maleńką duszę, ale mimo smutku wypełniającego jego serce potrafi znaleźć jego ujście i cieszyć się każdą dobrą chwilą, każdym ciepłym promykiem spadającym na jego twarz, ale wciąż zastanawia go co sprawiło, że świat tak drastycznie się zmienił. No to skoro już skończyłam ckliwą gatkę przejdźmy do negatywów. Jak już wcześniej wspomniałam w młodej główce chłopca zostało zasiane ziarno psychopaty, ale takiego fifti fifti – trochę fajnego i trochę nie fajnego. Ujawnia się to tylko wtedy kiedy sytuacja naprawdę przerasta chłopaka. Jego świadomość nie bierze pod uwagę wszystkich wspomnień i chłopak całkowicie zapomina kim jest. Ważna jest tylko walka i zwycięstwo. Jednak nie zdarza się to często, ponieważ chłopak mimo młodego wieku wiele widział, słyszał i doświadczył, więc rzadko kiedy coś go zaskakuje. Odznacza się wtedy zimnym spokojem, ale bardzo łatwo jest wtedy ten spokój zaburzyć. Wtedy Ed od razu przechodzi do konkretów, czyli ostra bitka, ryjąca banię gatka i triumfalne odejście. Do życia podchodzi raczej realistycznie, ale jak większość ludzi ma plany do zrealizowania. Na koniec mogę powiedzieć tyle, że Edward jest jak najbardziej postacią pozytywną ( w większej mierze ).
APARYCJA: Edward nie należy do wątłych facetów, ale jego wzrost może nie jednego wyprowadzić na manowce. Głównie to przez jego niską posturę zebrało się sporo aluzji i przezwisk, które działają na niego jak płachta na byka. Wtedy nie panuje nad sobą ani nad tym co robi. Jego włosy są w kolorze złotego blondu podobnie jak oczy... obydwie te cechy odziedziczył po ojcu. Często zaplata włosy w warkocz lub kucyk, ponieważ są nieco przydługie. Zwykle ma poważną, a nawet groźną minę co absolutnie nie jest odzwierciedleniem jego osobowości. Po prostu tak ma. Jego głównymi cechami rozpoznawczymi są dwie mechaniczne protezy – prawej ręki i lewej nogi. Tej drugiej raczej nie widać, ponieważ zakrywają ją spodnie, zaś tą pierwszą łatwo zauważyć szczególnie podczas walki... lub upałów, kiedy to nie da się chodzić w długim rękawie lub w płaszczu. Często służy jako główna broń Edwarda. Ubiera się raczej luźno zależnie od pogody i okazji.
ZNAKI SZCZEGÓLNE: No to na pewno można powiedzieć tu o dwóch protezach, które raczej rzucają się w oczy, szczególnie jeśli chodzi o mechaniczny automail prawej ręki. Złote włosy i oczy również wyróżniają go z tłumu. No i jeszcze " antenka " na czubku głowy, która dodaje mu nieco centymetrów.
HISTORIA: Nie specjalnie ciekawa. Urodził się w pewnej naprawdę małej wsi. Miał wszędzie daleko, a ich dom znajdował się na małym odludziu. Ich jedynymi sąsiadami byli bliscy znajomi ojca Edwarda. Kiedy miał zaledwie trzy latka, a jego brat dwa ich ojciec po prostu wyparował. Ostatni raz widzieli go jak zniknął za drzwiami domu. Im Edward był starszy tym bardziej nienawidził ojca. Dwa lata później zmarła ich matka na jakąś chorobę wcześniej nieidentyfikowaną. Wychowanie nad nimi przejęła przyjaciółka ich ojca, która była dla nich jak babcia, jednak mimo to w wieku dziesięciu/ dziewięciu lat uciekli ze swojej rodzinnej wsi i przenieśli się do miasta. Zaraz przed ucieczką spalili swój rodzinny dom. Znaleźli mniemane miejsce zamieszkania swojego ojca, ale go tam nie zastali. Był jedynie list, że spodziewał się ich w tym miejscu, ponieważ są do niego podobni i nie wysiedzieliby długo na takim odludziu jak taka wieś. Co mieli zrobić? Jak już tam byli to zostali, bo nijak nie chciało im się wracać do tego przeklętego miejsca. Poza tym... stwierdzili, że nie mają dokąd. Jednak życie w mieście nie było tak różowe jak sobie wyobrażali. Zaledwie parę miesięcy później mieli już na pieńku z prawem, ale nauczyli się żyć na tzw. nielegalu. Później to już wszystko szło monotonnie... no... prawie. Ed stracił dwie kończyny, a Al trafił do więzienia... tyle jeśli chodzi o przeszłość. Przyszłość zapowiada się nie wiele lepiej.
CIEKAWOSTKI:
  • Nogę stracił w wieku 12 lat kiedy policja złapała go podczas łapanki. Jego noga była w takim stanie, że nie było dla niej ratunku jak tylko amputacja. Nielegalnie załatwił sobie jej protezę. Rok później stracił prawą rękę, ponieważ został oskarżony o herezję ( kiedy używał alchemi by odbudować dom starszej kobiecie ). Od tamtych incydentów tępi obecny wymiar sprawiedliwości.
  • Jest poszukiwany w całym kraju za sianie herezji, kradzieże, gwałty, zabójstwa, nielegalny handel narkotykami i żywym towarem, sprzedawanie psów, ujeżdżanie kucyków pony i bóg wie jeszcze czego. Oczywiście żadne z zarzutów nie jest prawdą. No błagam... jak 17-latek może zajmować się handlem marihuaną?Prawdopodobnie kiedy zostanie złapany pójdzie na krzesło elektryczne.
  • Ze wszystkich możliwych rzeczy na świecie nienawidzi mleka. Większość jego znajomych twierdzi, że przez to Ed jest taki niski.
  • Urodziny obchodzi 3 lutego, a jego znak zodiaku to Wodnik.
  • Jest leworęczny, ponieważ proteza nie nadaje się do pisania. Jest zbyt potężna i słabo unerwiona.
  • Najbardziej na świecie przerażają go zastrzyki. Wtedy dostaje świra i ucieka w popłochu. Jak zobaczysz go uciekającego przed pielęgniarką po prostu podłóż jej nogę. Będzie miał u ciebie dług... na twoje szczęście.
  • Często zasypia w nietypowych miejscach np.: na krześle, na drzewie, na żyrandolu ( tak, nawet tam może spać ) i w każdym innym możliwym miejscu. Nie wściekaj się jak zaśnie podczas twojej przemowy.
  • Chciał się przefarbować na rudo, ale magicznym sposobem wyszedł mu zielony i od tamtej pory już nie próbuje zmieniać koloru włosów.
  • Ma mechanicznego psa, któremu nadał imię Soul [<klik>]. Podczas ucieczki znalazł go na śmietniku i poskładał. Od tamtego czasu pies bardzo wiernie mu służy. Pomaga mu w planowaniu różnych akcji.
  • Nie umie ładnie rysować, ale za to pięknie pisze i to lewą ręką.
  • Nie wierzy w żadną religię, a mimo to zna dzieje praktycznie każdej wiary.
~~~
♦GILDIA♦:
PSEUDONIM: Stalowy lub Edek.
STANOWISKO: Legionista
UMIEJĘTNOŚĆ: Oczywiście alchemia na bardzo wysokim poziomie... prawie, że na najwyższym. Znajomość alchemii wiąże się ze znajomością innych elementów znajdujących się w fizyce, chemii, sztuce, semiotyce, psychologii, parapsychologii, metalurgii, medycynie, astrologii, mistycyzmie i religii. Dużo tego, prawda? Mimo, że tego jest naprawdę sporo, możliwości alchemiczne wyrównują całą tą wiedzę.
EKWIPUNEK: Nie posiada konkretnej broni, ponieważ w razie potrzeby może trasmutować coś z pierwszego lepszego materiału jaki ma pod ręką. Najczęściej walczy ostrzem transmutowanym ze swojej protezy.